niedziela, 16 marca 2008
Wielkanocne zwyczaje ludowe
„Obce rzeczy dobrze wiedzieć jest, swoje – obowiązek”. Te słowa Zygmunta Glogera, autora „Encyklopedii staropolskiej”, niech nam przypominają o tradycjach naszych ojców, do których należy odnosić się z szacunkiem, które należy chronić i jeśli tylko jest to wskazane i możliwe, to wprowadzać do naszych domów i rodzin.
Wielkanoc jest świętem ruchomym, które tradycyjnie obchodzimy w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Święto Zmartwychwstania Pańskiego poprzedza Wielki Tydzień, od Niedzieli Palmowej do Wielkanocnej.
Niedzielę Palmową nazywano u nas także Kwietną lub rzadziej – Wierzbną. Nazwy te wzięły się m.in. od polskich „palm”, które ongiś robiono przede wszystkim z gałązek wierzby, leszczyny, jałowca i cisu. Jako ciekawostkę należy przypomnieć, że do palmy nie można było użyć gałązek topoli, gdyż według legendy drzewo to, w przeciwieństwie do innych, nie ugięło swych gałęzi na znak żałoby po Jezusie Chrystusie, ale użyczyło je Judaszowi, gdy ten postanowił się powiesić. Z tego też powodu listki topoli (osiki) muszą na zawsze drżeć z trwogi.
W Niedzielę Palmową naśladowano wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy. Różnie to wyglądało. Według Kolberga: „Zbawiciel ubrany, między chłopiętami, siedzący na ośle, prowadzony był przed drzwi kościelne i tam zsadzony na ziemię, witany palmami i śpiewem”. Częściej, cała wspólnota wiejska gromadnie udawała się do kościoła, a pochód ten poprzedzała dębowa figura Chrystusa na osiołku (zwana „Dębowym Chrystusem”).
Poświęconym palmom przypisywano nadzwyczajną moc. „Każdy…. palmę niesie do chałupy i zakłada za obraz. W lecie palma ta ma odganiać chmurę gradową; gdy chmura taka nadciągnie, rzucają gałązki z tej palmy (a raczej wbijają je w ziemię) na czterech rogach zagrożonego pola” (O. Kolberg).
Po wyjściu z kościoła lub budząc śpiochów, uderzano ich palmami, mówiąc: „Wierzba bije, nie ja biję. Za tydzień – wielki dzień. Za sześć noc – wielka noc” (Z. Gloger).
Z Niedzielą Palmową związane były też Puchery (z łac. puer – chłopiec), starodawny zwyczaj żaków szkolnych, przeniesiony i upowszechniony na polskiej wsi. Chłopaki (zwykle dwóch, czasem i trzeci w roli „echa”), umazane sadzami, w kożuchach przewróconych włosem do góry, przepasani powrósłami, z drewnianymi szablami u boku i koszykiem na podarki, chodzili po domach „śpiewając, prawiąc oracje i winszując świąt Zmartwychwstania Pańskiego”. Chłopców tych zwano puchernikami, puherakami lub koniarzami.
W Wielką Środę wygaszano świece przed ołtarzami (w czasie Jutrzni, zwanej ciemną, po odśpiewaniu każdego psalmu gaszono po jednej świecy) i niekiedy milkły kościelne dzwony, a zgodnie ze zwyczajem „na pamiątkę owego zamięszania jakie ogarnęło ziemię po śmierci Zbawiciela” księża uderzali o ławki brewiarzami i psałterzami. Swawolni chłopcy „czatowali na tę chwilę… i uderzali kijami o ławki, czyniąc wielki łoskot, na złość dziadom kościelnym, którzy się za swywolnikami uganiali” (O. Kolberg). Chłopcy ci, oprócz czynienia psikusów, brali na siebie także obowiązek zastępowania dzwonów przez pozostałe dni Wielkiego Tygodnia, chodząc z kołatkami i bębnem oraz wykrzykując różne wierszyki, przypominające o konieczności przestrzegania postu. W Wielką Środę na polskiej wsi, a bardzo rzadko w okolicach Krakowa, obchodzono tzw. judaszki, polegające na topieniu lub paleniu słomianej kukły Judasza.
W Wielki Czwartek, upamiętniający Ostatnią Wieczerzę oraz pojmanie i uwięzienie Pana Jezusa, milkły definitywnie dzwony kościelne, a „dla zwoływania ludu na nabożeństwo, używano dużych ręcznych toczonych na kółkach grzechotek”. W dzień ten, bardzo często praktykowanym zwyczajem było spożywanie uroczystej postnej kolacji, zwanej tajnią. Dla niektórych gorliwych osób był to ostatni posiłek przed wielkanocnym śniadaniem. Trzeba przypomnieć, że w dawnej Polsce bardzo surowo przestrzegano postu, a w okresie Wielkiego Postu podstawowym pożywieniem był żur. Od śródpościa zazwyczaj przestawano spożywać gotowanych potraw i na pamiątkę tego powstał zwyczaj tłuczenia w tym dniu starych garnków, napełnionych popiołem. Z kolei „na wsi w Wielką Sobotę, gospodynie i parobczaki, którym się sprzykrzył żur ciągle używany przez post, ciesząc się, że miejsce jego zajmą święcone jajka i kawałek tłustej wędliny, grzebią żur, rozbijając garnek (zwany Zurowiec), w którym się tenże gotował, ciskaniem kamieni do niego i wyrzucając skorupy na drogę” (O. Kolberg). Nie wszędzie jednak żegnano się z żurem, w niektórych regionach Polski żur, gotowany na kawałku cielęciny i zawierający całą święconkę, był i jest podstawowym daniem wielkanocnego śniadania.
W Wielki Piątek Kościół poprzez Liturgię Słowa, Adorację Krzyża Świętego i Drogę Krzyżową ukazuje zbawczą Ofiarę Chrystusa. W wielu polskich miejscowościach inscenizowano Mękę Pana Jezusa (np. misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej).
Po nabożeństwach wielkopiątkowych zaczynały się obchody „Grobów Pańskich”, których „nigdzie z taką wystawnością nie urządzano jak w Polsce” (O. Kolberg). Całe rodziny pielgrzymowały od kościoła do kościoła. „Przez trzy dni lud odbywa tę pobożną pielgrzymkę. Na wstępie do każdego kościoła składa ofiarę dla ubogich, bo sam ubogi; składa jałmużnę, bo sam po jałmużnę przychodzi, a pomodliwszy się w każdym za swoją rodzinę, za swój kraj, oglądając pomniki zgasłej chwały narodowej, jeszcze gorętszym westchnieniem łączy swą duszę z Twórcą swoim” (A. Jałowiecki, 1839).
Na polskiej wsi w Wielki Piątek od świtu trwała w polu i obejściu wielka krzątanina, gdyż panowało przekonanie, że prace wykonane w tym dniu przyniosą obfity plon. Prace te musiały być jednak zakończone przed godziną trzecią po południu, godziną śmierci Pana Jezusa na krzyżu.
W Wielką Sobotę, po wykonaniu ostatnich porządków w domach i obejściach, święcono pokarmy oraz uczestniczono w obrzędach święcenia wody i ognia. Wracając ze święconką do domu, należało przed wejściem trzykrotnie dom obejść, co miało przynosić określone pożytki.
Gdy wszystko było przygotowane, czekano na Rezurekcję. Tę główną uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego odprawiano już w sobotę o północy, „lecz pod koniec XVIII w., by oszczędzić wiernym nocnych powrotów do domu przez pełne wybojów i wiosennego błota drogi, przeniesiono ją na wczesny niedzielny poranek”. Po Rezurekcji pozdrawiano się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”, na co odpowiadano: „Prawdziwie zmartwychwstał”. Do domu wracano pospiesznie, ba, urządzano nawet wyścigi, sądząc, że kto pierwszy wróci z kościoła, ten doświadczy pomyślności do następnych Świąt. Wydaje się jednak, że ten pospiech wywołany był przede wszystkim przez suto zastawiony stół i wyposzczony żołądek.
Niedzielę Wielkanocną spędzało się w domu. Centralne miejsce na wielkanocnym stole przeznaczano dla baranka, zaopatrzonego w czerwoną chorągiewkę ze znakiem krzyża. Baranek był symbolem Zmartwychwstałego Chrystusa.
Śniadanie wielkanocne rozpoczynano dzieleniem się święconym jajkiem składając sobie życzenia. Ze „święconego” nic nie mogło się zmarnować.
W poniedziałek świąteczny, zwany Lanym Poniedziałkiem, odwiedzano się i … oblewano wodą. Popularny śmigus-dyngus pierwotnie nie miał nic wspólnego z wodą, bowiem wyraz „śmigus” znaczył smaganie dziewczyn po nogach rózgami lub pokrzywą, a wyraz „dyng” – podarek, zatem „dyngować” znaczyło zbierać datki, podarki. Zwyczaj oblewania się wodą rozpowszechnił się szybko i przetrwał do dzisiaj, przybierając niestety niezbyt poprawną formę.
W dzień ten w Krakowie na Salwatorze obchodzony był i jest Emaus – wielkanocny festyn – upamiętniający ukazanie się Zmartwychwstałego Chrystusa uczniom udającym się do Emaus.
We wtorek odbywała się natomiast krakowska Rękawka (na Krzemionkach, koło kościółka św. Benedykta). Dawniej zwyczaj ten wyglądał tak: „…ubodzy schodzili się pod górę lub mogiłę Krakusa a mieszczanie rozdawali im obfite resztki święconego” (O. Kolberg). Później, gdy zanikała religijna cześć daru Bożego, rzucano bułki, chleb i jaja wielkanocne w kierunku biedoty. Było to zaprzeczeniem chrześcijańskiej postawy.
W polskiej tradycji, chleb był „w takiem poszanowaniu u Polaków, że nawet jego okruchy, upuszczone na ziemię, przy podniesieniu, na znak przeproszenia, całowano” (Z. Gloger).
I niech tak pozostanie, na zawsze!
AS
(opracowano na podstawie: Zygmunt Gloger „Encyklopedia staropolska”, Oskar Kolberg „Dzieła wszystkie – Krakowiacy” oraz Teresa Mazur „ Ojców naszych obyczajem”).