niedziela, 4 maja 2008
Nie znam tego człowieka
Trudno wprost wyrazić jak bolesne było dla Chrystusa Piotrowe „Nie znam tego człowieka”. Potrójne zaparcie się w chwili, gdy Jezus jest najbardziej osamotniony. Być z kim blisko. Być związanym więzami krwi, przyjaźni, doznawać opieki, korzystać z Jego łaski, a potem powiedzieć: nie znam tego człowieka – to dramat często zdarzający się w życiu. Któż zdoła opisać straszną mękę z powodu odepchnięcia przez najbliższą osobę.
Nazywali go „Kuternogą”,
Nazywali go „Kuternogą”, ponieważ utykał na jedną nogę i utykał dość znacznie – tak zaczyna jedno ze swych opowiadań Ks. Maliński. To utykanie prawdopodobnie było pozostałością po chorobie Heinego-Medina czy innej. Dość, że znała go cała dzielnica. Ufali mu, gdyż był uczciwy. Pewnego razu w sąsiedniej dzielnicy pojawiła się dziewczyna, która śpiewała na ulicy. Kuternoga zainteresował się nią. Przybliżył się i spostrzegł, że jest prawie niewidoma. A oprócz tego, że śpiewała sprzedawała również kwiaty. To było jej główne zajęcie. Zaczął jej wyjaśniać, że tak się nie śpiewa, że nie powinna śpiewać tylko smutnych piosenek, że trzeba śpiewać głośniej i uśmiechać się. Znał się trochę na śpiewie bo chodził do teatru, opery jak tylko zdobył jakieś pieniądze. Poznał, że dziewczyna jest obdarzona talentem i to niezwykłym. Po zaprzyjaźnieniu się zaczął jej pomagać, dając wspólne przedstawienia. Któregoś dnia spytał dziewczynę, co z jej oczami?. Okazało się, że jako dziecko widziała, ale potem zapadła na jakąś chorobę i z czasem utraciła wzrok. Mogła pomóc tylko operacja u specjalisty, ale była to rzecz wielce kosztowna. Kuternoga wiedział, że trzeba dziewczynie pomóc. Ona musi mieć oczy, musi się uczyć śpiewu, taki talent nie może być zmarnowany. Wiedział, że przed nią stoi wielka kariera. Stopniowo pogłębiała się w nim miłość, ale rozumiał, że jego miłość nie ma żadnych szans. Chciał jednak coś dla niej zrobić. Coś najlepszego, co mogłoby ją ustawić w życiu we właściwy sposób. Wpadł więc na pomysł, że kiedy będzie – wedle zwyczaju odwoził swego bogatego klienta do domu, zabierze mu pieniądze. Tak też i uczynił. A ukrywając swój czyn przed dziewczyną dał jej pieniądze by się wyleczyła, uczyła śpiewu i odszedł. Wieczorem został aresztowany. Przyznał się do kradzieży, lecz co zrobił z pieniędzmi nie powiedział.
Sąd skazał go na pięć lat więzienia. Odbywając wyrok myślał o jednym, czy dobrze zrobił, czy ona wykorzystała te pieniądze? Po pięciu latach opuścił więzienie. Szukał jej w tym miejscu, gdzie się zwykle spotykali. Nie znalazł. Któregoś wieczoru przechodząc koło opery rozpoznał znajomą mu postać. To była jego niewidoma śpiewaczka. Stała wśród grupy wielbicieli jej talentu – dziennikarzy. Czuł, że musi do niej podejść, musi ją zobaczyć. Jak to zrobić, jaki znaleźć pretekst?. Kupił kwiat od kwiaciarki i podszedł do rozmawiających. Przebił się prze krąg ludzi i stanął prze nią oko w oko ze swoim kwiatem w ręku. Zapanowała cisza, zdziwienie, oburzenie na włóczęgę, że śmiał się dopchać przed oblicze gwiazdy. Nie poznała go! Podał jej kwiat. Kiedy chciała mu dać jałmużnę, odwrócił się szybko i zaczął się oddalać. Wtedy go poznała. Tak, to były jego kroki. Nie mogła się mylić. Nie wiedziała co począć. Chciała biec, zawołać, żeby zawrócił, żeby został. Zmieszała się. I nagle uświadomiła sobie ryzyko takiego kroku. Oczyma wyobraźni widziała swoje zdjęcie z Kuternogą na pierwszych stronach gazet i tytuły „Kuternoga dobroczyńcą wielkiej śpiewaczki” Nie tego nie potrafiłaby znieść. Za nic takiej sensacji nie chciała. Grupie osób oczekujących wyjaśnienia odpowiedziała: Przepraszam! Jakieś wspomnienia, to było dawno, ale to nie ten, na pewno nie on. Nie znam tego człowieka.
Zaparcie się swojego dobroczyńcy. Jaki to ból – przeżyć podobną historię.
Olcha